literature

Dramat komediowy... 10 ._

Deviation Actions

Doma-nissan's avatar
By
Published:
1.8K Views

Literature Text

Dramat komediowy, czyli groteskowa telenowela hetaliowa... 10!



ROZDZIAŁ18

-Dzień zapowiada się przepięknie…
-Bardziej od ciebie to już się nie da.
Ukraina zachichotała uroczo. Spacerowali teraz wzdłuż potoku, napawając się  miejską namiastkę zieleni. Doszli do mostku. Przez chwilę obserwowali przepływającą wodę.

-Lubisz pływać?
-Hym? Tak, tak… Kraulem, żabką…
-Mi chodziło bardziej o żeglugę morską.-Estonia uśmiechnął się kłopotliwie.
-Aha.

-Może nie uwierzysz, ale na Bałtyku naprawdę dużo się działo. Mimo że to takie niepozorne morze, było świadkiem wielu ważnych wydarzeń, często ważących na historii danego kraju.
-Wiem, Polska mi o tym wspominał… jak mieszkaliśmy… No nie ważne.-uciekła wzrokiem w bok. –Morze Czarne zawsze było trochę spokojniejsze. Może to wina stepu; nie było z czego budować okrętów… W każdym razie, też niekiedy działy się tam ważne rzeczy.
-Ależ nie zaprzeczam.

-Pewnie ciekawie jest mieszkać w takim miejscu, tak bardzo być związanym z podróżowaniem. Te wszystkie dalekie i cenne przedmioty z egzotycznych krain…
-Gdybyś kiedyś zechciała odwiedzić moje tereny, mógłbym cię zabrać w dłuższy rejs.
-Naprawdę? Ale dokąd?
-A gdzie chciałabyś? Możemy odwiedzić mojego przyjaciela, Finlandie. Wpaść do Szwecji, czy Norwegi, zobaczyć fiordy…
-Fiordy? Brzmi interesująco. Byłam kiedyś nad Bałtykiem, ale nie zapuszczałam się do innych państw... Znaczy byłam w gościnie, ale to bardzo dawno…
-Znaczy kiedy? Przez te zanieczyszczenia woda już nie ta, ale miejsca mało się zmieniły. Najwyżej przy okazji mi powiesz, czy wyglądają tak samo.

Chłopczyna uśmiechnął się ciepło. Chciał odgarnąć niesforny kosmyk spadający Ukrainie na czoło, gdy poczuł dobywającą się gdzieś z krzaków aurę mrozu i zła. Zatrząsł się niekontrolowanie.
-Nic ci nie jest?
-N-nic. Chodźmy dalej, j-aakoś w tym cieniu zrobiło mi się zimno.
Para ruszyła alejką.


-Tak więc, przemyślałem twoją ofertę.
-Więc?
-Dobrze, zatrudnię cię.-Anglia powycierał usta serwetką. –Będziesz pracować od dziesiątej do osiemnastej. Mamy taki mały pokoik, tam zamieszkasz.
-Dziękuję. Obiecuję, że pan się nie zawiedzie.-Litwa powiedział to butnie.
-Zaraz pan… Znamy się trochę, więc daj spokój z tytułami.-blondyn podniósł się, odłożył talerz do zlewu. -Wymagam tylko, byś nie zapominał, że jesteś zatrudniony… I ustalał ze mną, jak chcesz zrobić sobie wolne.
-Nie śmiałbym inaczej… Arturze. To rozumiem, że od teraz zaczynam?
-Hę? No dobrze… -Angol był w małym szoku, że pracownik nie chce mieć jeden dzień fajrantu na ułożenie spraw.
-Uf, całe szczęście. -Bałt uśmiechnął się z ulgą, co gospodarzowi wydało się jeszcze dziwniejsze. –Już mnie męczyło to bezrobocie. Pozwolisz, że tylko dokończę śniadanie i już zabiorę się do roboty.
-Spokojnie, najpierw przeniesiemy walizki i cię zakwaterujemy.


„Matko, co za pacany, gdybym mógł, kopnął bym jednego, czy drugiego, w łbach im się poprzewracało, nic tylko mnie rozkradają, nieroby!" -Polska szedł naburmuszony ulicą, psiocząc, na czym ten świat stoi.– „Żaden palcem nie ruszy, tyłka ze stołka nie podniesie, by krajowi własnemu było lżej; coraz jakieś knowania, interesiki i tylko patrzą by jak najwięcej zagarnąć dla siebie, złodzieje! Grrr! Żaden od drugiego nie lepszy, nie ma na kogo głosować, tylko pieniądze przepijają, wożą się Mercami, jak patrzę na tych tępych ochlapusów aż ręce świerzbią! Kto to widział kiesę napełnić, a własną ojczyznę w poniewierce trzymać! Tylko najgorszy warchoł i konfident, znając życie nie jeden w łapę od Moskwy coraz więcej bierze, a ciągle im mało, hydry nienasycone, zdrajcy i szubrawcy! Jak się naród z nimi nie policzy, to nie wytrzymam, kurna, nie wytrzymam!"

Zawsze był w takim nastroju, jak kochana władza zapraszała go do siebie na konsultacje lub pogadać o planach i celach. Trzeba było się wykazać nielichą odwagą, wręcz graniczącą z głupotą, by w takim stanie zaczepić Rzeczpospolitą, a że sam był uważany za najlepszy przykład tej chwalebnej cechy, grono osób gotowych na to jakże ryzykowne posunięcie wyszczupliło się znacznie.
Choć legenda mówi o pewnym pechowcu, który nieopatrznie nastąpił mu na odcisk. Wiadomo, że Feliks dostał furii, wydarł się na ignoranta i schwyciwszy za pierwszą dostępną rzecz pod ręką, wymachując ją zaszarżował na osobę. W zależności od wersji, na końcu petent znalazł się w szpitalu, spędzając tam miesiąc; uciekając wpadł do rzeki i wyłowił go WOPR pięć kilometrów od miejsca zdarzenia przemarzniętego prawie na kość lub też panowie od domu bez klamek ściągali go ze słupa, na którego trzymał się kurczowo bez jedzenia i picia od dwóch dni, za to wręczając żółte papiery.

Tak więc Polska maszerował wściekły, zgęstniając atmosferę wokół siebie, a ludzie podświadomie się przed nim rozstępowali.
Nagle poczuł, jak ktoś położył mu dłoń na ramieniu.
-Popierdzieliło cię! Nie wiem ktoś ty i radzę ci… Węgry?
-No ładnie, to już starej przyjaciółki nie poznajesz? -dziewczyna wyszczerzyła się wrednie.
-A daj mi spokój! Przepraszam cię bardzo, ale nie jestem w nastroju. –blondyn, oprócz zdenerwowania, był również zarumieniony ze wstydu, co nadawało mu, no, dość ciekawy wyraz twarzy.
Rozmówczyni nie wytrzymała i prychnęła ze śmiechu.
-Chociaż ty mnie nie dobijaj. Jak pomyślę, że ta gnida będzie ze mnie drwić, aż mi się nie chcę do chałupy wracać.
-Co?! Nie mów, że Prusak jest u ciebie?! Zaczekaj, chwila, nie łapię, WTF?!
-Naprawdę chcesz wiedzieć?
-Opowiadaj! Bo nie wiem, czy wracać do siebie po patelnię, czy sprać go ręcznie!
I Feliks zaczął mówić…


-O, a zobacz, tamta, jaka malusia. Pewnie niedawno się wykluła. Ej, ich więcej jest, jakie śliczniutkie!
-No… Naprawdę urocze.

Para stanęła nad brzegiem stawu. Ukraina zachwycała się małymi kaczkami, kąpiącymi się w wodzie pod bacznym okiem rodziców.

-Kiedy mieszkałam na wsi, miałam mnóstwo zwierzaków i uwielbiałam obserwować takie maluchy, kurczaczki, kociaki, bawić się z nimi. Zawsze to była jakaś rozrywka i miła odskocznia od zajęć polowych. Jak będziesz się nudził w wakacje to zapraszam na moje tereny, skosztujesz wiejskiego życia, pojeździsz traktorem...
-Ahaa. No tak, dziękuję. … Poczekasz to na mnie chwilkę?
-No dobrze. -dziewczę było lekko zaskoczone.
-Tylko na sekundkę. Zaraz wrócę.

Odszedł od współtowarzyszki, która odprowadziła go wzrokiem.
„Ale będzie miała niespodziankę" -Estonia wyszedł z parku i podążył do najbliższego spożywczaka. Przez krótki moment poczuł na sobie czyjś nachalny wzrok. Odwrócił głowę. Dostrzegł parę obcych osób, ale nic więcej. Z głębokim westchnięciem wszedł do środka.
-Poproszę jedną bułkę.-rzucił do ekspedientki.

Po chwili maszerował z powrotem z takową w siateczce.
„Teraz jej to wręczę. Jak będzie miała czym nakarmić te kaczuszki to pewnie się tak ślicznie uśmiechnie…" -Edwardowi korciki ust powędrowały ku górze. Wystarczyło tylko przejść przez ulicę i znajdzie się w parku.
Nagle poczuł pchnięcie.
Zrobił z pięć kroków, by się nie przewrócić, natychmiast strąbiły go nadjeżdżające pojazdy. Zerwał się do biegu, ledwo zdążył przed terenówką, przebił się przez tłumek czekający na zielone światło, odszedł w głąb odprowadzany przez wyzwiska kierowców i zaciekawiony wzrok obserwatorów. Oparł się o najbliższe krzesełko, ciężko dysząc.

Był przekonany, że przez chwilę mignęło mu coś znajomego, jakiś mankiet, czy wstążka, ale był w za dużym szoku, by skojarzyć, skąd to zna. Ręką otarł spocone czoło. Gdy na twarzy zaszeleściła mu jakaś folia, przypomniał sobie o zakupie. Na szczęście, siatka z zawartością nadal znajdowała się w zaciśniętej dłoni. Odetchnął głębiej jeszcze parę razy i z wymuszonym uśmiechem podreptał w stronię pozostawionej Ukrainy.
„Co będzie się dziewczyna martwić…"


Gilbert siedział teraz przed swoim laptopem. Pisał nową notkę na bloga, a w zasadzie miał zacząć, gdy się zamyślił, wpatrzył w okno.
„Ciekawe, co teraz Feliks robi."-przegryzł skórkę kciuka- „Czy się szlaja bez celu, czy jak… Swoje sprawy, kurka, każdy ma swoje sprawy, ale nie powinien mnie tak traktować, tylko zabrać… ze sobą…"
Prusy wstał, podenerwowany, przeszedł przez pokój, stanął przy oknie.
„Kto widział porzucać towarzystwo wspaniałego mnie! Ja go ukarzę, gości się bez nadzoru nie zostawia! Ha ha, już wiem co zrobię! Znajdę jakieś kompromitujące fakty w mieszkaniu i je opiszę!" –z wrednym uśmiechem bojowo zaczął się rozglądać.

Na pierwszy ogień poszła najbliższa komoda. Prusak, niestety, nie trafił, znalazł samą zastawę stołową. Następna była meblościanka. Parę obrusów, dużo szkła, jakieś dokumenty, które srebrnowłosy nie mógł odczytać. Coś tam się kiedyś uczył polskiego, jednakże na zacnym słowie „partycypacja" skapitulował. Rzucił papiery na stół.

Nagle uderzył się dłonią w głowę.
„No tak, pokój!" –biegł już do sypialni, która stała otworem przez brak drzwi, jakie leżały pewnie gdzieś w krzakach pod blokiem.
Prusy energicznie zabrał się to przetrząsywanie półek i szuflad. Zaglądał w każdy kąt, nawet otworzył parę książek. Bezskutecznie.
„Jakieś wiesze, następne papierzska… „Szaise", to oni tu mają samą biurokrację?"-Popatrzył z uznaniem na rząd teczek na najwyższej półce, wznoszącej się upiornie pod sufitem.

Po dobrej godzinie generalnych poszukiwań, Prusy opadł bezsilnie na łóżko. Nie wierzył, że nic nie znalazł, żadnych koronkowych stringów, nic! A tak bardzo liczył na jakieś seksowne majciochy, właściwie nie wiedząc czemu. Srebnowłosy, cały zawiedziony, pozwolił ręce opaść na podłogę.
Poczuł coś twardego.  Z zaciekawieniem podniósł się na klęczki i wyjął przedmiot. Położył na materac sporą kasetkę, w zasadzie skrzyneczkę, zdezelowaną i miejscami obdartą z zielonej farby. Brązowe zabrudzenia sugerowały jej czasowy, podziemny żywot. Okucia i same deski mocno się trzymały, gdy Gilbert próbował wyszarpać denko.
„Nie ma rady, muszę pozbyć się kłódki" -pomacał z uznaniem porządną, przedwojenną, ślusarską robotę. –„Trzeba by było przepiłować skobel. Tylko czym."

Niemiec rozejrzał się po pomieszczeniu i z nagłym uśmiechem sięgnął po szablę.
„Jak jest taka ostra to się przekonajmy, he he."
Metal pięknie zabłysł w promieniach słońca wpadającego przez dziurę po oknie. Delikatny, wręcz giętki łuk, zadbane ostrze z jakąś złotą sentencją, skromna rękojeść, zrobiona jednak z gustem.
Krótki czas Prusak wgapiał się oniemiały na broń. Oj, wiedział do czego takie cudo jest zdolne we właściwych rękach, widział to na własne oczy, a raz nawet poczuł na skórze. Wstrząsnął głową pod wpływem nieprzyjemnego wspomnienia. Raźnym krokiem podszedł do skrzynko-kasetki. Początkowo planował przepiłować kłódkę jak pilnikiem, nawet tak robił przez dłuższą chwilę, jednak efekty były marne, choć widocznie. Lekko zdenerwowany, sprawną ręką rycerza, posłał cięcie.

„Jest zbyt lekka na takie zadania. Dobrze, że się nie wyszczerbiła."-spojrzał zawiedziony na szablę. Schylił się nad kłódką i prawie się nie przewrócił. Leżała obok skrzynki, na której desce odbijał się biały ślad po ostrzu. Z wielkimi oczami zerknął jeszcze raz na broń, błyszczącą się jak gdyby nic w jego prawicy.
„T-tak, totalnie ostra, prawda? Ha haa…" -zaśmiał się nerwowo i skołowany, ostrożnie odniósł ją na miejsce, tak by o nic nie zawadzić. Odetchnął głębiej i po chwili całym jestestwem zgłębił się w zawartość skrzyneczki.


-Miałeś świetny pomysł! Dziękuję!-Ukraina wręcz promieniała z zachwytu nad puszystymi kaczuszkami zjadającymi ze smakiem okruszki bułki.
-Ja… Ah, nie ma za co. -chłopak aż oniemiał nad krajobrazem.
Piękna dziewczyna na tle zieleni, pochylona z uśmiechem nad pieczywem. Edward teraz pluł sobie w myślach, że nie wziął aparatu, albo nie jest malarzem.
-O co się stało? Gdzieś jestem brudna? -zaciekawiona spoglądała na towarzysza. -Chcesz troszkę?
-Co? Nie, po prostu się zamyśliłem… Co chcę?
-No, trochę bułki, przecież nie oddam ptaszkom całości. Podzielić się można, ale nie aż tak. -wyciągnęła dłoń w stronę Estonii.
Tamten z zakłopotaniem uszczypnął sobie kawałek, włożył do ust. Krótkowłosa przystąpiła na krok.
-Jeszcze raz dziękuję.-niespodziewanie cmoknęła go w policzek, na co chłopak się rozanielił.

W tym momencie słońce zakryła chmura, zawiał, zdało by się, zimny wiatr, a z nieokreślonego kierunku dobył się dźwięk podobny do ryku niedźwiedzia. Estonia natychmiast niekontrolowanie zemdlał, wpadł nogami do stawu. Ukraina, zaskoczona jego zachowaniem, zdawała się nie zauważać dziwnego zjawiska.
-Sietra! Obronię cię! -z pobliskich krzaków wypadł rozdrażniony Rosja. Zamachując się kranem, celował w głowię nieprzytomnego.
-Brat! Poczekaj! Uh, moja wstążka. -za nim wyleciała Białoruś, szarpiąca się przez chwilę z krzakiem.
-Ja zabiję tego gnojka, zareżu jevo kak prosię, przystawiać się do majej siostry, ja mu dam!
-Iwan, o czym ty do jasnej cholery mówisz!-Ukraina wydarła się na niego, co było nad wyraz rzadkie. Atakujący stracił rezon.
-Kak o czym? Widziałem jak na ciebie patrzył! Jeszcze by ci krzywdę zdielał…
-Jaką krzywdę?! A, to mam rozumieć, że mi nie wolno samej wyjść, tak?!
-No, nie. -Natasza dopadła już brata, objęła go, co ten w nerwach nawet nie zauważył.
-Świetnie! Chciałam raz wyjść, zabawić się, a co, nie mogę? A i mam rozumieć, że oboje mnie jeszcze szpiegowaliście! Może jeszcze tam jakiś Azerbejdżan, czy Uzbekistan znajdę?! Jak wy w ogóle wyglądacie! Brudni, obdarci, gałązki i listki we włosach, jakbyście oboje Bóg wie co robili. -dziewczyna poczęła wyjmować śmieci, wycierać twarzyczki, ślinić palce i poprawiać grzywki.
-Ach~~ Mi takie insynuacje wcale nie przeszkadzają~~
-Białoruś! Prosiłem… P-puść mnie!
-Oj Rosjo, przecież i tak wiesz, że twoim przeznaczeniem jest być z mną.
-Nie kręćcie się tak oboje, bo nie mogę… was…

Cała trójka naglę odwróciła głowę, usłyszawszy tupot. Po Estonii została tylko mokra plama na chodniku, która znikała zaraz za pierwszym zakrętem.
-No i haraszo, że poszedł. Jak ja go dostanę w swoje ręce…
-Ja bym z chęcią w nie wskoczyła.
-Pięknie! Zepsuliście mi randkę! Nigdy go nie przeproszę za was, nigdy! -łzy spłynęły po policzkach Ukrainy, a rodzeństwo spojrzało zakłopotane po sobie. –Jak ja mu teraz spojrzę w twarz, co? Jesteście okropni!
Najstarsza z płaczem oddaliła się w przeciwną stronę.

-Myślisz, że przesadziliśmy?
-Chyba tak… -oboje westchnęli.
-No ale to oznacza, że zostaliśmy we dwoje~~ Sami, he he.
-Na-natasza! Puść, mnie, ej! Nie, nie patrz się tak na mnie!
-Czego się boisz? Przecież wiesz, że jesteś mi przeznaczony. Nie uciekaj-to-nic-nie-da. Da~?
-Przeestaaań!
-Muszę to powtórzyć? Kocham cię. Kocham. Zostań tu, tak, na zawsze razem, ty i ja, hi hi. Choć do mnie~~!
-Odeeeejdź sooobieee!
-Rosjo! Nie uciekaj! I tak przebiegnę ten dystans, który nas rozdziela! Ślub! Ślub! Ślub!
Rodzeństwo zniknęło zza zakrętem.


ROZDZIAŁ 19

Litwa kończył zmywać po śniadaniu. Został zakwaterowany w niewielkim, ale za to uroczym pokoiku z widokiem na ulicę. Zresztą, niczego więcej nie oczekiwał i nie chciał.

„Byle trochę zarobić, jakoś się uzależnić… I rozwiązać kwestie uczuciowe."-westchnął, przypominając sobie o kłopocie.
W zasadzie, Polska pierwszy raz odwalił mu taką imprezę. Oczywiście, kłócili się i w ogóle… Ale zawsze to było krótkotrwałe. Nie raz Rzeczpospolita sam się wydarł, trzasnął drzwiami, a po godzinie pierwszy przychodził z kwiatkami przepraszać. Przy tym tak uroczo się rumienił…

Toris był pewien, że to nie koniec ich związku, tylko jakaś następna gierka, jaką Feliks postanowił rozegrać. Dla bruneta było to jasne, jednak nadal nie widział celu, ani planu, jakiemu miało to służyć. Zresztą, znał Polaka i istnienie jakichkolwiek zaplanowanych działań  brał w wątpliwość.
„Jak ja nie lubię być pionkiem… Znowu. Mógłbym, oczywiście, trochę poprzestawiać mu szyki, jednak… Czy warto?" -Licia z westchnięciem opuścił ostatnią łyżeczkę na suszarkę, gdy nagle usłyszał rumor w łazience.
Podszedł do drzwi pomieszczenia.
-Hej? Anglio, wszystko dobrze.
Odpowiedziały mu przekleństwa. „Służbie" zrzedła mina. Spróbował jeszcze raz.
-Arturze? Spokojnie, czegoś potrzebujesz? Uwaga, wchodzę.

Blondyn, wśród leżących na ziemi kosmetyków, plastrów i tym podobnych, w samym szlafroku, wpatrywał się w lustro ze wściekłością.
-Nie… Nie umiem sobie poradzić z tym. Ech, może ty coś na to wymyślisz... Fuck, w ogóle skąd mi się to wzięło, co?! Zaraz mi pewnie powiesz, tylko ja jestem ten wiecznie pijany, tak?!-zły Angol energicznie odwrócił się do Torisa i próbując przeszyć go wzrokiem, wskazał palcem na siniaczka, mieszczącego się centralnie na czułku.

Wściekłość patrząca z oczu z dodatkiem oficjalnego tonu Angli oraz widokiem sprawcy całego zamieszania, sprawiło, że brunet powstrzymywał się przed ryknięciem śmiechem.
Podszedł spokojnie do pracodawcy, poklepał przyjacielsko po ramieniu.
-Spokojnie. Nerwami nic się tu nie załatwi. Pokaż mi go… Tak.. Więc, już trochę za późno, by przyłożyć zimnym. Zejdzie ci tak za 2 dni…
-Nie mam tyle czasu! Przecież muszę iść popołudniu na tą rozmowę, jak będę wyglądać?! Jak jakiś chuligan po burcie!

„Jakby to nie była prawda…"
-A więc nie pozostaje nic innego, jak zminimalizować widoczność. Pójdę po coś zimnego, może się trochę schowa. A tak, chyba będziesz musiał zrobić sobie makijaż…
-Słucham?! Za kogo ty mnie masz, co?! Zresztą, i tak zostanie wypukłość!
-Pomyślmy… A nie możesz po prostu powiedzieć, że ugryzł cię komar?
-Hę? -Anglia zrobił duże oczy.-Oni coś takiego kupią?
-A czemu by nie? Stary, nie wiesz, jakie Polska potrafi odwalić cyrki! A co się w czasie wojny działo… -Litwa zaśmiał się. -Znaczy, proszę Artura.

Ale blondyn już nie zważał na nic, tylko zadowolony spojrzał w lustro.
-A wiesz, że faktycznie podobne? Jak jeszcze trochę straci na intensywności, to będzie jak znalazł. Może znajdzie się jakiś puder po Francisie… Dobrze, to ja się ubiorę, a ty leć po ten magiczny specyfik! Nie wierzę, może jak się zapytam wróżek, to w ogóle się tego pozbędę!
-Tak, tak Anglio. –Liciek wychodził już za drzwi.
„Jaki tam magiczny specyfik… Kilo wołowiny z zamrażalki, byłe dobrze zmrożonej…"


-Huh, nie wiem co o tym myśleć.-Węgry mieszała herbatę w filiżance.

Polskę zostawiła już jakieś pół godziny temu, wróciła do mieszkania, ale wciąż rozmyślała nad jego słowami. Usiadła na poduszce na ziemi, oparła o kanapę, postawiwszy wcześniej napój na stoliku.

„Bo tak… Jak dobrze zrozumiałam, to wszystko wyknuł, by ukarać Litwę i Francję, za ten numer, co mu w domu wyczynili. (Czemu mnie tam nie było z aparatem, no czemu!) I do tego celu jeszcze wmieszał Prusaka… Nie podoba mi się to."
Odgarnęła niesforny kosmyk z policzka, sięgnęła po naczynie.
„Niby wszystko kontroluje, łącznie z „siłą ciosów", lecz… Jak coś nie pójdzie tak, to albo wszystko obróci się przeciwko niemu, albo straci coś, na czym mu zależy. Albo wepchnie się w jeszcze większe problemy."
Wzięła łyk herbaty.
„On zawsze musi być… Nie może odpuścić. Niby go nic nie rusza, niby lekkoduch, ale naprawdę mu zależy na wielu, wielu sprawach. Wrażliwy chłopak… Aż szkoda, że…"

Odstawiła porcelanę, przeszła do regału.
„Zawsze był dobrym sąsiadem. Na początku dowiedział Słowację, później przyjeżdżał też do mnie. Szybko się zakumulowaliśmy, polowania i te sprawy. Lubiłem, znaczy, lubiłam jak mnie obejmował ramieniem po paru głębszych. Jak również ten ich śmieszny obyczaj w całowaniu na powitanie. Na ofertę posiadania unii personalnej przystałam z marszu. Zresztą, po jej zatwierdzeniu, tak się na mnie spojrzał, że… Umówiliśmy się w jego komnacie po zmroku. Już było by tak pięknie, już nasze ramiona się splotły, gdy nagle się odsunął, wzrokiem uciekł w bok, zabrał się.
Nie rozumiałam. Czemu mnie odrzucił, wyjechał tak szybko. Zerwał unie przy pierwszej sposobności. Nie rozumiałam i nie było mi to dane przez długi, długi czas, gdy w końcu to do mnie dotarło. Od tej pory próbowałam znaleźć ukojenie w innych ramionach, ożeniłam się z Austrią, co zresztą nie wypaliło. Uwielbiałam podglądać jak inni kochankowie to robią i wyobrażać go sobie. Jednak… Ja byłam dziewczyną i jego przyjacielem. Najlepszym, ale nadal przyjacielem… Tylko przyjacielem…"

Ela oparła głowę o regał, wypuściła cicho powietrze. Z nagła poczuła, jak burzy się w niej krew. Sięgnęła po wiszącą na ścianę batorówkę, wyjęła ją sprawnym ruchem.
-Panie Feliksie, choćby wbrew rozumowi i twoim "widzimisię", choć raz będziesz mój!


-Już wróciłeś? -Łotwa wpuścił roztrzęsionego Estonię do mieszkania.
-A d-daj spok-kuj…

Edward, półprzytomny wtoczył się do pomieszczenia, opadł na tapczan i opatulił się w koc znaleziony na tym meblu.
-Brat, ty wyglądasz, jakbyś spotkał…
-Bo go spotkałem!

Nastała chwila upiornego milczenia. Trwało to dość długo…
-Estonio, naprawdę współczuję. Zrobię ci na rozgrzewkę herbaty…
-N-na prawdę będ-dę  wdzięcz-cz-czny.


-…Podpisano: Prusy Książęce." -Gilbert skończył czytać list ze wzruszeniem w oczach. –On… On ma wszystko, co skreśliła do niego moja ręka. Wszystko… Listy, pisma, decyzje…

Czerwonooki był głęboko poruszony. Delikatnie włożył wiekowy list do koperty. Trzęsące ręce oparł o kolana.
„Przez tyle wieków gromadził naszą korespondencje. To musi o czymś świadczyć! Przecież… Chociażby w czasie rozbiorów mógł wszystko zniszczyć. Nie mówiąc o późniejszych… Ale on ma wszystko. Może… Jednak on… Mam szansę!"

Dalsze prusackie rozmyślania przerwał szczęk klucza w zamku. Rozradowany Gilbert wybiegł z pokoju.
-Pooolskooo! -z nieukrywanym uwielbieniem i rozłożonymi ramionami wbiegł na spotkanie…
-Ciebie już totalnie powaliło! -Feliks strząsnął twarz Krzyżaka ze swojego buta. –Wstawaj, zamiast się wylegiwać na podłodze i mi pomóż z tym.
-Ał! Kuna, uszkodziłeś nos wspaniałego mnie! Za to… -czerwonooki podniósł się, trzymając się za twarz.
-Nie marudź, bo poprawię! Trzymaj te płyty, muszę za sobą zamknąć…
-PCV? Ale po co ci?
-Czy słowo prowizorka, coś ci mówi? –Polak skierował się w stronę swojego pokoju. –Jakoś trzeba zatkać tą dziurę, to ty masz spać na kanapie.

Śmiech Feliksa nagle się urwał.

-T-ty… Ty… TY!
Prusy mógł nagle obserwować iście filmową zmianę nastroju.
-TY „WHO-YOU"! Jak mogłeś grzebać w moich rzeczach! Ciebie już kompletnie pojebało?!
Sprawca rozwłóczenia wnętrzności kasetki na całej długości łóżka, zrobił krok do tyłu.
„On jednak naprawdę jest rodziną z Rosją, kuźwa…
-Oj, tym razem, kurwa, ci nie podaruję! Nie uciekaj, i tak ci to nic nie da!


Po zrobieniu i wypiciu ciepłej herbaty, Estonii zrobiło się cieplej. Już się nie trząsł, a i humor mu się poprawił.
-No to, jak było? Opowiadaj. –Ravis usiadł obok niego ze swoim sokiem.
-Jak? Wspaniale! Ukraina jest taka urocza. Chodziliśmy pod rączkę rozmawiając o wszystkim i niczym. A jak karmiła kaczuszki, tak pięknie się rozpromieniła… -chłopak nie mógł ukryć rumieńca.
-Aż on przyszedł?
-P-przestań… Wyleciał z krzaków z rykiem i biegł na mnie! A za nim Białoruś! To było ostatnie, co zapamiętałem. Gdy tylko się ocknąłem, zresztą z nogami w stawie, uciekłem od tego miejsca najszybciej jak mogłem. Z czego się śmiejesz?!
-A nic, nic… Hihi, wyobraziłem sobie ciebie z nogami w stawie i Rosję nad tobą.
-Mam ci przypomnieć, kto na „Nowy God" po poklepaniu za ramię zemdlał, a później Rosja nosił go jak lalkę? Ha ha, dopiero Natasza była zazdrosna. Gdyby nie reakcja całego Związku Radzieckiego, to byś już nie zobaczył wschodu słońca.
-To nie było zabawne! -krzyknął Łotwa na roześmianego brata.
-Heh, wybacz. Pozwolisz, że położę się na trochę.
-Taaa, jasne. Lepiej idź spać. –teraz i Ravis się zaśmiał.– Obudzę cię za godzinę.
-Dzięki. –Estonia zamknął drzwi do sypialni.

-Co za ciężki dzień.-mruknął sam do siebie.
Dopiero teraz dotarło do niego, iż ma na sobie mokre spodnie. Zdjął je natychmiast, koszulę zresztą też, został w samych majciochach. Już chciał się położyć, gdy roztrzęsione sumienie wreszcie się uspokoiło na tyle, by mu przypomnieć o zostawieniu Ukrainy samej w parku…

„Mam nadzieję, że mi wybaczy… Przecież wie, jak reaguję na obecność Rosji. Po prostu, nie mogę być obok niego, przynajmniej nie z własnej woli. To nie moja wina, że on tak na mnie działa! Zresztą, nic jej z jego strony nie grozi… Co jak co, ale krzywdy własnej siostrze nie zrobi… chyba… Ech, a ja co mam począć?"
Smutny chłopczyna podszedł do okna, otworzył je. Ciepłe powietrze przedarło się do pokoju, a firanki zaczęły tańczyć. Jednym ruchem Estonia odsunął je, oparł się o parapet.

„Będzie się trzeba jakoś z tego wytłumaczyć, spotkać się z nią… Przeprosić. Znowu. Czy takie trwanie w pół-zawieszeniu ma sens? Jest cudownym stworzeniem, ale ta jej rodzinka… Zgroza… Ale może warto…"
-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA. -Prusak wpadł Bałtowi wprost przed nos.
Zaszokowany blondyn zaczął się w osłupieniu wpatrywać na znanego osobnika, który… Trzymał się kurczowo anteny satelitarnej obok, wisząc „na leniwca" na wysokości dziewiątego piętra. Edwardowi wyrwało się mówiące wszystko:
-Hę?

-Hilfe, ten psychopata wyrzucił mnie przez balkon! P-pomóż!
-Ty się, gnoju totalnie nie słyszysz! Zaraz to ja ci pomogę!
-P-prusy?! Polska?! Gilbert, jak ty się znalazłeś… -Edwardowi oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
-Przecież mówię, wywalił mnie przez balkon! Ten świr chce mnie zabić, zobacz jaką bliznę zrobił mi na ręce! Właśnie, podaj swoją, to jakoś wej.. AŁ!

Niemcowi nie było dane dokończyć, gdyż  na horyzoncie otworu okna pojawił się czyjś adidas. Ten but, który niewątpliwie był kiedyś biały, oprócz czerwonych pasków, zaczął bezwstydnie okładać srebrnowłosego po głowie. Estonia nie wytrzymał, wychylił się przez okno.
Pod nieprawdopodobnym kątem, z jedną ręką przywiązaną sznurówką do piorunochronu, a drugą trzymającą się podłogi balkonu, Feliks z całej pedy nawalał nogą Gilberta, i tak ledwo trzymającego się anteny. Drugą, miał opartą dla równowagi na jakimś tajemniczym haczyku zwisającym w dogodnym miejscu z niewyjaśnionych przyczyn.

-Spierdalaj na dół, gnido! Takie świństwo wyczyniać! Pamiętniki się czytać zachciało, taak?! Jak Czechy robił tą defenestrację, że mu się zawsze udawała...
-N-nie! Chcesz mnie zabić?!
-Jasne! Ty mnie ile razy kropnąłeś?! To teraz zobaczysz jak to miło!!-tu zielonooki rąbnął tak, statyw anteny skrzypnął i lekko pochylił się ku dołowi.
-E-Estonio, ratuuj!
-Hę? Tak tak, jasne! -Bałt pochwycił go za koszulę i stopniowo przechylał w stronę swojego okna. –Dobrze, teraz daj rękę…
-Cholera, tylko spróbuj! Zejdę do ciebie i nie zgadniesz, co ci odwalę!
Edward jednak nic z tego sobie nie robił, albo też cały przejęty bezpiecznym wyciąganiem ofiary, nie zarejestrował groźby. W każdym razie Gilbert był już prawie na parapecie…

-Kuźwa, ja tak cię łatwo nie puszczę!
Niestety, czerwonooki właśnie wpadł do środka, lądując na wciągaczu. Feliks zaklął szpetnie i opierając się na przerdzewiałym haczyku, złapał się obiema rękoma za piorunochron. Odwiązał unieruchomioną dłoń i z pewną dozą akrobatyzmu wspiął się na wysokość barierki balkonu i jakoś przerzucił nogi tak, że w miarę zgrabnie wylądował w środku.
Kto jak kto ale Polska mógł powiedzieć o sobie „Jestem hardcorem". I wszyscy by to potwierdzili.

Tymczasem, piętro niżej Łotwa wpadł przez drzwi.
-Estonia? Co się dzieję? Nic… ci… nie… jest?
Gilbert, w pomiętym ubraniu leżał ledwo żywy na Edwardzie, odzianego zresztą w same majtki. Obaj byli spoceni i z trudem łapali powietrze. Za to Ravis stał osłupiały w drzwiach z głupią miną i nie wiedział co zrobić. Gdy blondyn spojrzał na młodszego, tamten, zarumieniony zresztą po czubki uszu, odwrócił się na pięcie i trzasnął drzwiami.


-Chciałaś się spotkać.
-Tak. Ja wiem, że nie masz za dużo czasu, tym bardziej jestem wdzięczna za przybycie.
-Wiesz, że nie mam… -poprawiła kosmyk tak blond, że aż białych włosów i zbliżyła do ust filiżankę pełną czarnej kawy. –…Ale mnie zaciekawiłaś. Mało kto mnie zaprasza gdziekolwiek... Nie rozumiem dlaczego.
-Jakoś też nie mam pojęcia, hehe. -Węgry zaśmiała się nerwowo.

Zdecydowała się zaprosić Białoruś do kawiarni. Oprócz złej opinii, rozmówczyni była lokalnym symbolem wytrwałości w walce o pewne męskie serce… Elżbieta, jak przystało na wprawionego wojownika, umiała docenić wyższość innych w pewnych czynnościach. Zadzwoniła do srebnowłosej z nadzieją o radę… i w to, że nie skończy po spotkaniu bez nerki.

-Tak więc, po co mnie tu ściągnęłaś?
-Chciałam się ciebie poradzić.
-Poradzić? -łyżeczka brzdęknęła o krawędź porcelany.
-Taaak. Mianowicie… Nie wiem jak ci wyjaśnić to do końca.
-Spokojnie, przecież nie zrobię ci krzywdy. –z kpiną w głosie, srebrnowłosa kontynuowała proces mieszania kawy. –Tylko się sprężaj.
-He he, oczywiście. A więc chodzi mi o jednego chłopaka… Poznałam go zresztą nie dawno. Jest uroczy i cholernie mi się podoba, jednakże… Na razie nic nie wyszło poza przyjacielskie relacje. Zaś ja chciałabym je rozwinąć.
-Hym… Może znacie się za krótko?
-Wiesz, nie. Znamy się dostatecznie długo. Ale nadal traktuje mnie jak kumpla.
„Matko, tylko by się nie domyśliła, błagam!"
-Ciekawe. Zależy ci na nim?
-No tak!
-… -spojrzała na nią głębią swych fioletowych oczu.

Trwało to trochę. W końcu, Natasza przymknęła je, odłożyła z westchnieniem filiżankę.
-Widzę, że twoje uczucia są silne. Ten mężczyzna jest jednak ci bliski i na pewno rozmawiacie od dłuższego czasu. Czy ja go znam?
-Wiesz… -udała zamyśloną minę. –Naprawdę wątpię.
-Lub nie chcesz, bym się dowiedziała. Rozumiem. W takim razie zdradzę trochę swoich spostrzeżeń i taktyk, tylko mają zostać między nami, jasne?!
-Tak.
-Nie „tak". Masz mi przyrzec, że nie zdradzisz ich nikomu, a szczególnie Rosji. Nikt cię nie przyłapie, nie powiesz o nich nawet najbardziej zaufanym ludziom, nie przyznasz się skąd je wzięłaś, oraz kto ci powiedział. Nawet jak obcy wywiad cię złapie i zacznie torturować! Przyrzeknij!

Zaskoczonym wzrokiem Elżbieta patrzyła się na rozmówczynie, która w między czasie zdążyła wstać, oprzeć się o stół i wrogim spojrzeniem, który kruszył tynk na kamienicy naprzeciwko, przeszyć jej serce.
Przełknęła ze zgrozą ślinę. Miała wrażenie, że w jakimś stopniu podpisuje cyrograf.
-Obiecuję.
-Mam nadzieję, że jesteś świadoma, co zrobiłaś. –opadła na krzesło, poprawiła wstążkę. –KGB ma informatorów naprawdę wszędzie. A więc, podstawową sprawą jest...


-Niech się jeszcze trochę poddusi i będzie gotowe.
Litwa właśnie kończył przygotowywać obiad, szczęśliwy iż Anglia pozwolił mu ugotować swoją potrawę.

„Nic do nie go nie mam, ale jak spojrzę na angielską książkę kucharską, to aż mnie mdli".
Zadowolony, ze skończonej roboty, odszedł od gara, usiadł na krześle. Wygładził fartuch… A raczej miał zamiar, gdy jak oparzony, odsunął rękę.

Po wyjściu Artura, Toris był obarczony zadaniem zrobienia posiłku. I wszystko było by idealnie, gdyby nie niemożność znalezienia fartucha kuchennego. Licia szukał go długo, aż w końcu znalazł… Po czym próbował znaleźć cokolwiek innego nadającego się do tej funkci, lecz nie było mu to dane.
Mianowicie, dość długi fartuch przedstawiał sobą krajobraz nagiej, męskiej klaty. Tam, gdzie normalne odzienia pracownicze mają czasami kieszonkę na narzędzia, czy spinacze, ten przedstawiciel miał kieszonkę na zupełnie inną rzecz. I raczej wkładaną od środka. Dobrze, że choć zrobioną z czerwonego sukna i bez szczegółów anatomicznych, za to z wyszytą miniaturką widełek do kurczaka.
Zupełnie zdegustowany Liciek był zmuszony ubrać to cudo zbereźnej myśli sukienniczej i bał się co bądź dotknąć tego w większym stopniu niż był zmuszony. A bez fartucha ani rusz… Właśnie chciał pozbyć się przymusowego odzienia, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.

„Heh, Anglia nareszcie wrócił. Trudno, pięć minut na obiad poczeka, za to choć stygnąć nie będzie." –Bałt wstał zrezygnowany, powłóczył się do wejścia, odkluczył. Za nimi stał… Francja.

-Litwa? Co ty tutaj robisz? Cz-czemu masz to na sobie!
-Franco… A widzisz, właśnie gotowałem obiad. Wybacz, ale Anglii nie ma w domu…
-Jak to nie ma! A gdzie polazł.
-Nie wiem czy mogę ci powiedzieć…
-Jak to nie możesz?! Wpuszczaj mnie do środka!
-No ale Artur mi nic nie mówił o obcych…
-Ja obcy?! Ja?! Wpuść mnie!
-Ale ja naprawdę nie mogę! Nie pchaj się! –próbował zatrzasnąć drzwi, jednak ciężar i but Francji skutecznie mu utrudniały. –Nie chcę ci zrobić krzywdy!
-To masz pecha.

Nagłe szarpnięcie sprawiło, że brunet zniknął na chwilę za drzwiami. Agresor wszedł do środka.
-Doigrałeś się, dzwonię na policję!
-Chyba ja! Nie wiem czy wiesz, ale ja tu mieszkam!
Huh, kolejna część z licznymi przygodami wreszcie trafiła. (dajcie spokój, zgubiłam na miesiąc pendriva! tak to bym dużo wcześniej to umieściła T,Tq )
To wszystko było robione miejscami w wakacje, miejscami we wrześniu, a końcówka jest dzisiejsza, więc obawiam się, iż jest lekko niespójna stylistycznie. Mam nadzieję, że mi się wydaję i nie przeszkadza to w czytaniu.

Matko, wiecie że to prowadzę od 3 lat? :la: Jej, ale ten czas leci... I jak bardzo "dorosłam" przez ten okres. Początek 3 gimnazjum, a 2 liceum to jednak wielka różnica ^^" I postanowiłam, że to opowiadanie muszę skończyć przed 3 klasą-matura nie wybiera, a zrozpaczona James nie jest miłym widokiem ^^"" Tak więc lekko przyśpieszę... A i to dzieło jest bliżej końca niż początku. Zresztą, hallo, 19 rozdziałów! Toż to prawie trylogia fanficowa! XD

Tradycyjnie, sugestie, komentarze bardzo mile widziane :meow:
© 2011 - 2024 Doma-nissan
Comments50
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
dark-secret1's avatar
To jest totalnie fantastyczne^^